Pusty z początku kadr o niemal białej i płaskiej powierzchni zostaje naruszony przez zahaczające o jego krawędzie nieregularne bryły. Wchodzą one w pole widzenia ruchem obrotowym, pojawiając się i znikając raz po lewej stronie kadru, raz po prawej. Nigdy ich forma nie jest widoczna w całości, a jedynie skąpy fragment – kawałek bryły o nieregularnym zabarwieniu przechodzącym od jasnej barwy mlecznej aż do rdzawo-brunatnej; miejscami kolory odcinają się od siebie na linii, która przypomina szew. Po którymś z obrotów brył zaczynamy wreszcie rozpoznawać czym są, zauważamy kontur oczodołu, linię zębów. To czaszki istot człekokształtnych, praludzi. Obracają się ku sobie prowadząc rozmowę. Ruch trwa bez końca: obracają się ku sobie, odwracają, obracają, odwracają, obracają, odwracają. W niespiesznych obrotach omiatają się spojrzeniem z pozbawionych oczu oczodołów. Suche kości pozbawione sprężystego, giętkiego mięśnia – języka – prowadzą rozmowę. Jej dźwięk rozchodzi się w przestrzeni poza obrazem: głos dziecka, głos matki, język, którego nie jesteśmy w stanie rozpoznać. Pochodzi z innego czasu i innej przestrzeni. Ruch obrotowy trwa bez końca. Wyłonił się z głębokiej przeszłości, tak daleko i tak dawno, że nie pamiętamy. Rozpoczął się gwałtownym wybuchem – to on wprawił w ruch wszystkie ciała – i trwa. Z wirowania, tak jak i z koła, nie ma wyjścia. Wszystkie zdarzenia napotyka się ponownie i ponownie, pokolenie po pokoleniu. I wiążą nas one ze sobą genami, krwinkami, wyschniętą treścią rozmowy.
***
The frame, which is initially empty and has an almost white and flat surface, is being disturbed by the irregular solids encroaching it on its edges. They enter the field of view with a rotational movement, appearing and disappearing once on the left side of the frame, once on the right. Their form is never visible in its entirety, but only a scanty fragment – a piece having irregular color ranging from light milky to rusty-brown; in some places the colors cut off from each other on a line that resembles a seam. After some of the turns of the solids, we finally begin to recognize what they are, we notice the outline of the eye socket, the line of the teeth. These are the skulls of humanoids, pre-humans. They turn to each other as they talk. The movement is endless: they turn towards each other, turn away, turn, turn...In these unhurried turns, they sweep each other's gaze from their eyeless sockets. Dry bones, devoid of a springy, pliable muscle – the tongue – conduct a conversation. Its sound spreads in the space beyond the image: the voice of a child, the voice of a mother, a language we are unable to recognize. It comes from another time and another space.The rotation goes on endlessly. It had emerged from a deep past, so far and so long ago that we can't remember. It had begun with a violent explosion setting all the bodies in motion. And it continues. There is no way out of spinning, just like out of a circle. All the events are being encountered again and again, generation after generation. And they bind us to each other by genes, blood cells, dried content of the conversation.

Back to Top