"Eos", i.e., the figure of the Greek goddess of the dawn. I found her in a graffiti covering the wall of a shelter sunk on the coast of the Baltic Sea in Germany in a small town of Ahrenshoop.
............................
„Eos”, czyli postać greckiej Jutrzenki. Odnajduję ją w graffiti pokrywającym ścianę bunkra zatopionego u wybrzeży Bałtyku w Niemczech w niewielkiej miejscowości Ahrenshoop.
Na ścianie zatopionego bunkra widać już z daleka czarno-białe graffiti. Przedstawia postać wyłaniającą się z czegoś, co przypomina kłębiące się chmury lub pianę fal, a w uniesionej ręce trzyma rozbłyskujące światło. Czy to czasem nie jest Eos?
Eos (także Świt, grecka Jutrzenka, łac. Aurora) w mitologii greckiej bogini i uosobienie zorzy porannej, brzasku i świtu. Każdego dnia Eos przemierzała niebo w swoim lekkim rydwanie, wynurzała się z fal na wschodzie, by zakończyć wędrówkę na zachodzie, ponownie zanurzając się w wodach Okeanosa. Przynosiła ludziom i bogom światło dzienne, którym rozpraszała mroki nocy. Jej synem był Fosforos – Gwiazda Poranna. Łacińskie słowo phosphorus (gr. φωσφόρος)
dosłownie niosący światło. Phosphorus to fosfor, pierwiastek chemiczny. W 1669 roku został odkryty przez niemieckiego alchemika Henniga Branda. Co ciekawe ani jego data urodzenia ani śmierci nie jest znana. Można by pomyśleć, że najpewniejszą informacją potwierdzającę jego istnienie jest przypadkowe odkrycie fosforu. Otrzymaną w swoich eksperymentach substancję, ze względu na emitowane przez nią światło, nazwał „zimnym ogniem”. Ta ostatnia informacja, z kolei, staje się o tyle istotna, że przypominam sobie, jak kiedyś przeglądałam stare przeźrocza z zakresu obrony cywilnej, wyprodukowane w Polsce w zimno-wojennych latach 70tych, z instruktażami jak się zachować np. w przypadku ataku chemicznego. Jeden z takich slajdów przedstawiał czarno-białą konturową postać z wyrysowanym szkieletem i kilkoma narządami, która z niczego się nie wyłaniała – otoczona jedynie była chmura opisów. Linie odchodzące od narządów i części ciała kończyły się nazwami pierwiastków chemicznych. Z opisu wynika, że rysunek przedstawia narządy, w których w organizmie odkładają się pierwiastki chemiczne. Między innymi można się z tego slajdu dowiedzieć, że jod znajdziemy w tarczycy, a w kościach fosfor. Przypomina mi to jeszcze jedną historię, którą z kolei opisywał Paul Virilio (znany m.in jako badacz bunkrów: Bunker Archeology, Crepuscular Dawn) dotyczącą problemu światła w bunkrach i schronach podczas
wojny. Otóż w momencie nalotów, aby uniknąć używania elektryczności (której dostawa i tak była najczęściej przerywana bombardowaniem) ściany wewnątrz schronów przeciwlotniczych malowane były właśnie fosforem. Dawał on rodzaj luminescencji. Początkowo, po ogłoszeniu alarmu ludzie ściągali do schronów bardzo licznie i gromadzili się w nich wręcz setkami, z czasem jednak przestali woląc w zamian za to nawet ryzykować utratę życia na otwartej przestrzeni. Przyczyną
tego były niemożliwe do wytrzymania wytworzone w ich wnętrzu warunki: stłoczeni, dosłownie leżeli jedni na drugich, jak w przejściu podziemnym, a kiedy wentylatory wskutek bombardowania przestawały działać, ludzie po prostu się dusili. Na domiar wszystkiego przerażający efekt dawało fosforyzujące światło.
Eos (także Świt, grecka Jutrzenka, łac. Aurora) w mitologii greckiej bogini i uosobienie zorzy porannej, brzasku i świtu. Każdego dnia Eos przemierzała niebo w swoim lekkim rydwanie, wynurzała się z fal na wschodzie, by zakończyć wędrówkę na zachodzie, ponownie zanurzając się w wodach Okeanosa. Przynosiła ludziom i bogom światło dzienne, którym rozpraszała mroki nocy. Jej synem był Fosforos – Gwiazda Poranna. Łacińskie słowo phosphorus (gr. φωσφόρος)
dosłownie niosący światło. Phosphorus to fosfor, pierwiastek chemiczny. W 1669 roku został odkryty przez niemieckiego alchemika Henniga Branda. Co ciekawe ani jego data urodzenia ani śmierci nie jest znana. Można by pomyśleć, że najpewniejszą informacją potwierdzającę jego istnienie jest przypadkowe odkrycie fosforu. Otrzymaną w swoich eksperymentach substancję, ze względu na emitowane przez nią światło, nazwał „zimnym ogniem”. Ta ostatnia informacja, z kolei, staje się o tyle istotna, że przypominam sobie, jak kiedyś przeglądałam stare przeźrocza z zakresu obrony cywilnej, wyprodukowane w Polsce w zimno-wojennych latach 70tych, z instruktażami jak się zachować np. w przypadku ataku chemicznego. Jeden z takich slajdów przedstawiał czarno-białą konturową postać z wyrysowanym szkieletem i kilkoma narządami, która z niczego się nie wyłaniała – otoczona jedynie była chmura opisów. Linie odchodzące od narządów i części ciała kończyły się nazwami pierwiastków chemicznych. Z opisu wynika, że rysunek przedstawia narządy, w których w organizmie odkładają się pierwiastki chemiczne. Między innymi można się z tego slajdu dowiedzieć, że jod znajdziemy w tarczycy, a w kościach fosfor. Przypomina mi to jeszcze jedną historię, którą z kolei opisywał Paul Virilio (znany m.in jako badacz bunkrów: Bunker Archeology, Crepuscular Dawn) dotyczącą problemu światła w bunkrach i schronach podczas
wojny. Otóż w momencie nalotów, aby uniknąć używania elektryczności (której dostawa i tak była najczęściej przerywana bombardowaniem) ściany wewnątrz schronów przeciwlotniczych malowane były właśnie fosforem. Dawał on rodzaj luminescencji. Początkowo, po ogłoszeniu alarmu ludzie ściągali do schronów bardzo licznie i gromadzili się w nich wręcz setkami, z czasem jednak przestali woląc w zamian za to nawet ryzykować utratę życia na otwartej przestrzeni. Przyczyną
tego były niemożliwe do wytrzymania wytworzone w ich wnętrzu warunki: stłoczeni, dosłownie leżeli jedni na drugich, jak w przejściu podziemnym, a kiedy wentylatory wskutek bombardowania przestawały działać, ludzie po prostu się dusili. Na domiar wszystkiego przerażający efekt dawało fosforyzujące światło.