“Übungen zur Evakuierung” (“Evacuation drills”), is a piece I created in Ahrenshoop (Germany). It is an inscription
in dust on an empty wall.
I find evacuation drills captivating with their ambiguity. On one hand, it is an exercise offered by the state to its
citizens to promote safety. On the other hand, in a moment it is transformed into a forced evacuation, e.g. during
wars or conflicts. However, the image of a collectively performed choreography is the same in both cases.
What then is the role of the state with its procedures? The tools do not change, and nor do their users. The
change involves merely one detail – the circumstances. Evacuation drill is a collective experience.
in dust on an empty wall.
I find evacuation drills captivating with their ambiguity. On one hand, it is an exercise offered by the state to its
citizens to promote safety. On the other hand, in a moment it is transformed into a forced evacuation, e.g. during
wars or conflicts. However, the image of a collectively performed choreography is the same in both cases.
What then is the role of the state with its procedures? The tools do not change, and nor do their users. The
change involves merely one detail – the circumstances. Evacuation drill is a collective experience.
Location: Kunstlerhaus Lukas, Ahrenshoop, DE
Ćwiczenia ewakuacyjne
Kiedy przyjechałam do Kunstlerhaus Lukas (domu rezydencyjnego dla artystów) w Ahrenshoop przywitała mnie jego kierowniczka, Gerlinde. Od razu, bez ogródek i wstępnych ceremonii opowiedziała mi o swoich związkach z Polską: jej ojciec pod koniec wojny został z Polski wysiedlony. Drogi do Niemiec nie przeżył. W ciągu następnych dni dowiedziałam się, że podobne wojenne historie rodzinne mają pozostali rezydenci Kunstlerhausu: rodzina Geralda
przesiedlona z Czech, rodzina Katji ewakuowana z Kijowa (byli to ukraińscy Żydzi, pozostała część rodziny znalazła się w getcie warszawskim), czy historia moich własnych dziadków również przesiedlonych po wojnie z Ukrainy. Doświadczenie kolektywne.
Kiedy przyjechałam do Kunstlerhaus Lukas (domu rezydencyjnego dla artystów) w Ahrenshoop przywitała mnie jego kierowniczka, Gerlinde. Od razu, bez ogródek i wstępnych ceremonii opowiedziała mi o swoich związkach z Polską: jej ojciec pod koniec wojny został z Polski wysiedlony. Drogi do Niemiec nie przeżył. W ciągu następnych dni dowiedziałam się, że podobne wojenne historie rodzinne mają pozostali rezydenci Kunstlerhausu: rodzina Geralda
przesiedlona z Czech, rodzina Katji ewakuowana z Kijowa (byli to ukraińscy Żydzi, pozostała część rodziny znalazła się w getcie warszawskim), czy historia moich własnych dziadków również przesiedlonych po wojnie z Ukrainy. Doświadczenie kolektywne.
Okazało się, że w pustej pracowni, w której przyszło mi spędzić cały miesiąc, nie miałam żadnych materiałów do pracy. Była tam za to ściana, prawie biała. Prawie, bo widoczne były na niej liczne ślady po pracach poprzednich użytkowników pracowni. Wycięłam szablon z papieru. Zrobiłam na ścianie napis. Żeby był widoczny, dookoła liter wtarłam kurz wyjęty z odkurzacza, który mieliśmy w piwnicy do wspólnego użytku. Kurz był jakby tłustawy… Prawdopodobnie zawierał dużo naskórka. Kurz jest wyjątkowy: jest jednocześnie kolektywny i anonimowy. Kurz to jakaś bliżej nieokreślona całość składająca się z indywidualnychlec z nierozróżnialnych cząstek. Brudne ślady wokół liter miały przypominać ślady po przedmiotach, jakie często widujemy na ścianach opuszczonego mieszkania.
W ćwiczeniach ewakuacyjnych intryguje mnie dwuznaczność tej procedury. Z jednej strony jest to zachowanie, którego ćwiczenie państwo w trosce o bezpieczeństwo funduje obywatelom. Za chwilę jednak przekształca się w przymusową ewakuację, np. podczas wojen i konfliktów. Mimo to obraz pozostaje ten sam — widok zbiorowo wykonywanej choreografii. Kim jest wówczas państwo ze swoimi procedurami? Narzędzia pozostają te same, użytkownicy tych narzędzi także. Zmienia się tylko jeden niewinny szczegół — okoliczności.